Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uwłacza pustemi? Był-żeś wtedy, gdym stawił zrąb ziemi? Wiész, kto mierzył, jak ma być szeroki? Wiész, kto trzymał wtedy sznur mierniczy? Jak postawił węgieł budowniczy? Był-żeś w kraju, gdzie gaśnie blask słońca? Obejmał-żeś ty świata kończyny? Wiedział-żeś, kiedy przyjdziesz w gości na tę ziemię? Kiedyć weźmie blada śmierć? Jaką drogą piorun mój uderza? Kto wyroki me wstrząsać się waży?”
Bolesław zakrył oczy dłonią i w pokorze uchylił głowę przed niezbadanemi wyrokami przeznaczeń. Tak, myślał, któż zbada wyroki światem rządzące i ludźmi? Któż mi powié, dla czego odebraną mi została cząstka ziemskiego szczęścia, a oddana innemu? Wszak losy ludzkie płynąć muszą na ziemi w tak logicznie związanym łańcuchu, jak płyną w przestrzeni światów miliony. Wszystko, co się dzieje, musi miéć przyczynę swoję i cel: nic się bez nich nie dzieje, nic ślepym trafem nie jest. Może grzeszny otrzymuje w udziale szczęście dla tego, aby go ono podniosło i uleczyło z grzechu, a sprawiedliwemu dostaje się w udziale cierpienie, aby wzmógł się i rozszerzył duch jego? Jakie posiadam prawo żądania, abym ja właśnie był szczęśliwym, a nie kto inny? Alboż wiem, że szczęście moje jest konieczném ogniwem do utworzenia tego łańcucha, który się losami społecznemi nazywa? Nie jest-że przeciwnie? Nie byłoż konieczném i zbawienném, abym cierpiał, a kto inny cie-