Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówił o cierpieniach życia, o tęsknocie, o śmierci, westchnął kilka razy, siedząc obok Wincuni, w końcu powiedział, że zamierza wkrótce na zawsze opuścić okolicę. Gdy to mówił, Wincunia stała na przeciw niego, a usłyszawszy jego słowa, zbladła i oparła się ręką o poręcz krzesła.
Dojrzał bolesne wzruszenie jéj młodzieniec i, przy sposobności, rzekł do niéj z cicha:
— Muszę odjechać, aby zapomniéć... pojadę w świat, bo czuję, że jeśli dłużéj zostanę tu... blizko Niemenki... zginę i złamię sobie życie na zawsze!
Wincunia podniosła na niego wzrok zamglony wzruszeniem i — dziwna rzecz! na twarzy jego dojrzała prawdę. Młodzieniec zapalił się sam przy fajerwerku, który urządził na zapalenie serca dziewczyny. Czy zagorzał w nim ogień prawdziwéj miłości, czy tylko błędny płomyk wrażenia? ani wiedział, ani pytał siebie o to, ani chciał pomyśléć przez chwilę, co jedno, a co drugie znaczy. Opuścił Niemenkę silnie wzruszony; po powrocie do domu, długo chodził po swoim pokoju, a przed oczyma wciąż mu migotała twarz Wincuni. Stanął i trzy razy powtórzył prawie głośno:
— Kocham! kocham! kocham! śliczna, czarująca, zachwycająca dziewczyna!
Potém podniósł rękę z tryumfującym gestem i zawołał:
— O, ale i ona mną zajęta! jeszcze trochę, a To-