Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pastwisku rżały pasące się konie, a ryk bydła odpowiadał im z dziedzińca. Wszystko to ogarnięte było świeżą i silną wonią siana, a wysoko na wyniosłéj lipie, wyglądającéj nad stodołą, stał na jednéj nodze bocian i klekotał co siły ku bocianicy, która, u stóp jego siedząc w gnieździe, kładła pokarm w dziobki piskląt, wysuwających się z pomiędzy zębów brony, podtrzymującéj gniazdo.
Wtedy i Bolesław wracał z pola, oddawał wierzchowca służącemu i siadał na ganku, a wkoło niego zbierali się robotnicy i robotnice. Do dźwięku kos dołączał się po chwili dźwięk drobnéj monety, rzetelny gospodarz wypłacał każdemu należny mu za pracę pieniądz, rozprawiał z kosarzami o pogodzie i zbiorach, wypytywał kobiety o dzieci ich i gospodarstwo, dawał jednym rady, innym napomnienia, umawiał się o cenę jutrzejszéj pracy, naznaczał każdemu miejsce i robotę, a gdy już wszystko było skończone, mówił uprzejmie: teraz, dzieci, idźcie z Bogiem, dobranoc wam! — Wtedy dziedziniec rozbrzmiewał gwarném pozdrowieniem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! i chłopi, pokłoniwszy się przed gospodarzem, rozchodzili się powoli; wkrótce z oddali tylko dochodziły odgłosy ich rozmów, albo w cichém powietrzu zabrzmiała przeciągła pieśń ludowa, jękiem niby unosiła się przez chwilę nad ziemią i milkła, stłumiona z innéj kędyś strony odzywającym się rozgłośnym chichotem. Echa polne porywały, i ża-