Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ni tak szlachetnego serca, ja twoje? chyba taka, która-by cię nie była warta...
— Tak — odpowiedział Bolesław — pewny jestem, że ona mię kocha, że będzie moją, dziś już jest moją sercem i myślą; a jednak, czy wiész pan? trwoga jakaś przejmuje mię niekiedy. Obawiam się zbytku własnego szczęścia; zdaje mi się, że ono, tak wielkie i zupełne, długo trwać nie może.
— Zasłużyłeś na nie — rzekł pan Andrzéj.
— O! ono będzie nad wszelkie zasługi moje, jeśli nawet mam jakie — odpowiedział Bolesław. — Nie wystawisz pan sobie, w jak czarownych barwach maluje mi się przyszłość. Dobra, myśląca i ukochana kobieta w domu, to błogosławieństwo, poezya każdego dnia, rozkosz każdéj chwili. Wyobraź sobie pan, ile życia, ruchu, wesołości, przybędzie do mojéj ustroni z tą przedziwnie wdzięczną istotą. Dźwięk jéj piosenki, którą ciągle nuci jak skowronek, napełni moje ściany. Wracając od pracy, znajdę ją tu zawsze wesołą, dobrą, piękną, gotową do podzielenia ze mną każdéj chwili, do osłodzenia każdéj troski. Widzisz pan, poetyczne i dziewicze jéj tchnienie już ją tu poprzedza. Ten kwiat w doniczce, tę robótkę kobiecą na stole, ona mi dała; wdzięk niewieści już zaczyna rozlewać się w moim domu i cieszyć moje oko. Przyznaj pan sam: dla mężczyzny z poczciwém sercem i choć trochę wykształconą myślą, praca miła