Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśl, która ukrywa się pod tą słomianą strzechą, jak prawdziwa perła na dnie niepokaźnéj muszli!
Uśmiechnął się Bolesław i uścisnął rękę swemu gościowi.
— Mało mojéj zasługi jest we wszystkiém, co pan dobrego lub rozumnego zobaczyć możesz w téj mojéj zagrodzie. Od wieków było tutaj poczciwie i rozumnie, a ja ciągnę daléj nić tradycyi ojczystéj, przekazanéj mi po przodkach, a bezpośrednio otrzymanéj w spuściźnie po ojcu.
— O! tak — odparł z przejęciem się pan Andrzéj — trzeba być złym i bezrozumnym, aby poczciwéj tradycyi rodzinnéj nie uszanować i nie uszlachetnić jéj własną pracą.
— Pozwól, szanowny mój gościu — rzekł Bolesław — abym teraz zaprosił cię na prozaiczne pole powszednich potrzeb. Przekąska na nas czeka.
To rzekłszy, wprowadził gościa do piérwszego pokoju. W chwili, gdy tam wchodzili, stary sługa, o włosach i wąsach białych jak śnieg, o czerstwéj twarzy i szerokiéj szramie na czole, stawiał na stół, umieszczony przed kanapą, tacę pełną wiejskich przysmaków: wędlin, serów i litewskich nalewek. Bolesław zbliżył się do służącego, położył mu rękę na ramieniu i rzekł do pana Andrzeja:
— Przedstawiam panu poczciwego Krzysztofa, starego towarzysza broni mego ojca.
Pan Andrzéj przemówił kilka słów przychylnych