Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Snopiński znowu machnął ręką i odpowiedział:
— Et, kleci on tam coś czasem, toczy, hebluje albo splata; ale to, Boże odpuść, zdarza się raz w rok, około święta Wielkiéjnocy.
— Czy ma zdolności do rzemiosł?
— I jakie! — rzekł pan Jerzy — jeżeli weźmie się do czego, to istne cacko zrobi, tylko że... at!...
Nie dokończył i oczy jego zafrasowały się mocno.
— To dziwna — rzekł pan Andrzéj — a do nauki zdolności nie miał?
— Gdzie tam! i do nauk miał zdolności, on do wszystkiego zdolności ma, tylko... ot żal się Boże o tém mówić!
Jeszcze raz machnął ręką, westchnął i, z bardzo zafrasowanemi oczyma, pożegnawszy gościa, wyszedł.
Pan Andrzéj szerokiemi krokami przechadzał się po pokoju. Smutny był i jakby trochę gniewny.
Pocierał ręką czoło i mówił niekiedy do siebie:
— Ale cóż? zrana do wron strzela, po obiedzie śpi, na nudy narzeka, kobietom ubliża i nic więcéj! A zdolności jednak są, ale cóż po nich?
Westchnął i pokiwał głową smutnie.