Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwa światłe punkta, za któremi pracował on, albo cierpiał. Przez kilka minut stała ona tam prosta, nieruchoma, wytężonym wzrokiem wpatrzona w szybę, lecz wkrótce wysmukła postać jéj pochyliła się i upadła na klęczki.
Splecione ręce oparła o podstawę okna i przycisnęła do nich czoło. Ramiona jéj zadrżały płaczem, milczącym z razu. Potém jednak usłyszałam łkania, ciche naprzód, bo usilnie tłumione, lecz stopniowo coraz głośniejsze, głębsze, częstsze, wypierane z piersi wielką przemocą łez i boleści.
Piérwszym popędem moim było zerwać się i biedz do niéj. Ale ogarnęła mię nieśmiałość, prawie trwoga.
Kobieta, którą bardzo kocham, przebywała tam, w zmroku i ciszy nocnéj, straszną i uroczystą chwilę. W postawie upokorzonéj, wielkim płaczem witała ona namiętność, tę despotyczną realność życia, która po raz piérwszy, w szkarłacie i ogniu, wstąpiła do piersi téj, pełnéj dotąd uczuć idealnych i przeczystego spokoju. Cóż mogłam powiedziéć jéj? czém ją wesprzéć? jak pocieszyć? Czy i tak już nie powiedziałam za wiele? nie przyśpieszyłam téj chwili cierpienia i płaczu? Alboż zresztą pewną jestem, co jéj doradzić, na jaką stronę usiłować zwrócić szalę zwycięztwa? Jestem może wielką grzesznicą, Jerzy, ale ty wiész o tém, że sąd mój przychyla się zawsze na stronę miłości, ile razy szczególnie zjawia mi się ona w posta-