Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gwałtu! — krzyknął — własne dzieci obracają się przeciw mnie! Ale wiedzcie państwo o tém, że tchórzem nie jestem. Ukamienujcie mię tu zaraz filiżankami i bułkami, a utrzymywać nie przestanę, że, jak żonę i dzieci kocham, najpiękniejszym pod słońcem poematem jest życie uczciwego i pracowitego człowieka!
— Michał ma słuszność — wyrzekła Marya.
Miał w istocie słuszność, ale niezupełną. Był to sąd prawego serca, ale nieukształconéj głowy. Nie mam cierpliwości Maryi i nie miałam może takich, jak ona, powodów, aby kończyć sprzeczkę przyznaniem słuszności ojcu dzieci, siedzących przy stole. Powiedziałam więc z trochą niecierpliwości, że jednak, gardzone te przez niego, abstrakcye i poezye, dopomagają ludziom do czynienia z istnień swych poematów uczciwości i pracy.
— Może być — odpowiedział Iwicki, — ale ja nie mam czasu, ani cierpliwości, łamać sobie głowę nad niemi.
Rzekłszy to, wstał, pocałował Maryą, mnie i siostrę swą w rękę, a wszystkie dzieci po kolei w głowę, i wyszedł z domu, bo tego wieczoru jeszcze miał traktować z jakimś przyjezdnym obywatelem o ważnym interesie.
Wtedy Marya zapytała mię, jak znajduję jéj dzieci?
Zamiast odpowiedzi, pocałowałam naprzód w różo-