Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w białe swe, miękkie jak puch dłonie, i zapytując:
— Powiedz mi, Marciu, czy ty jego bardzo, bardzo kochasz? — Stosowało się to naturalnie do Michała.
Z razu odpowiedziałam jéj z przejęciem się i powagą, że kocham Michała najlepszemi uczuciami serca ludzkiego: szacunkiem, przyjaźnią, ufnością, i wdzięcznością. Ale Klotylda wstrząsnęła głową niespokojnie jakoś i niechętnie.
— Szacunek, widzisz — rzekła— przyjaźń, ufność i wdzięczność, to nie miłość. Czy ty go kochasz, Maryo?
I o szaréj godzinie, kiedy, otoczona dziećmi, sennemi od świeżego powietrza, do którego silnych powiewów nie przywykły, usiadłam przed ogniem, jedwabna suknia zaszeleściała przy mnie i łzawy, przewlekły głos zapytał mnie znowu rozrzewnionym szeptem:
— Powiedz mi, Maryo, czy ty go bardzo kochasz?
Powtarzało się to w nieskończoność. Raz nakoniec zaśmiałam się i odpowiedziałam Klotyldzie słowami Maryi z poematu.
— „Czy Marya ciebie kocha? mój drogi, mój miły!
Więcéj niż kochać wolno, niż pozwolą siły.“
Rumieniec gniewu oblał twarz Klotyldy.