Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żeszu, z tą tylko różnicą, że w kupieckich obrotach szukam zysków godziwych.
— I godzić pan je umiész z korzyścią ogólną.
— Godzenie takie leży także w dobrze zrozumianym interesie moim. Chciał-bym, oprócz majątku, zostawić dzieciom moim imię uczciwe i budzące ufność publiczną.
— Pan masz liczną rodzinę?
— Mam troje biednych dzieciaków.
— Dlaczego nazywasz je pan biednemi?
— Hodują się one bez matki. Od lat dwóch jestem wdowcem.
Przy ostatnich wyrazach, pogodne i bystre oczy kupca zamgliły się smutkiem.
„W ciągu rozmowy téj — pisze Marya — ja krzątałam się około stołu, podając ojcu memu i gościowi skromny podwieczorek.
Nie mogłam nie uważać, że Iwicki często spoglądał na mnie, i zatrzymywał nawet na mojéj twarzy długie spojrzenia. Myślałam, iż ciekawym był, jak wygląda córka starożytnego, a upadłego w gruzy, szlacheckiego rodu. Smutno mi było i pamiętam, że, podając mu szklankę z herbatą, miałam w oczach łzę, któréj ukryć nie mogłam. Iwicki wpatrzył się we mnie wtedy tak, że przez chwilę zapomniał o przyjęciu z rąk moich podawanego mu przedmiotu; potém nagłym ruchem zwrócił się do ojca mego, i ze zwykłą sobie, rubaszną nieco swobodą, rzekł: