Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W dzisiejszych okolicznościach — odparł Porzewiński — kapitał to zupełnie martwy. Drzewo posiada w okolicy naszéj bajecznie nizką cenę...
Iwicki uśmiechnął się pod bujnym wąsem.
— Bajecznie nizką cenę, mówisz pan? tak; bo kupcy, którzy w ręku swych trzymają monopol handlu, wyzyskują trudne okoliczności, w jakich znajdują się obecnie właściciele lasów. Co do mnie, upewnić pana mogę, że drzewo nasze nie posiadało nigdy za granicą cen wyższych, jak w ostatnich latach. Ja sam, chociaż płaciłem panom W. i Z. za sosny i dęby kilka razy drożéj, niż płacą inni, bardzo dobrze na interesie tym wyszedłem, i w tym roku rozszerzam znacznie mój handel.
— A więc to dzięki stosunkom handlowym z panem — rzekł Porzewiński — panowie W. i Z. uniknęli tego, co mnie spotyka! Słyszałem o tém ich zadziwiającym wyratowaniu się z ruiny, ale nie wiedzia łem, czemu je przypisać należy. Pozwól pan powiedziéć sobie, że, podejmując się przedsiębiorstw, których w kraju naszym podejmować się nie chce nikt z ludzi, moralnie i umysłowo wykształconych, oddajesz pan społeczeństwu swemu przykładem i czynem ważne usługi.
— Jest to zawód mój, który odziedziczyłem po mym ojcu — z prostotą odpowiedział kupiec.— Spełniam go tak, jak i inni koledzy moi, a bracia w Moj-