Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

korytem dalekiem i odwróciła się od widmowych korowodów tradycyi pamięć jego. Spoczywa to w naturze ludzi, że kochać i czcić przestają — przez zapomnienie; lecz bywają tacy, którym wystarcza jednej iskry, wrzuconej do pamięci, aby w sercu zagorzał dawny płomień.
Z oczyma, zakrytemi dłonią, słuchał, kiedy niekiedy wymawiając kilka słów zapytania, czy przypomnienia, jakieś imię, jakąś datę. Potem odsłonił oczy i długo patrzał na księżyc w pełni, który stał nad lasem. W świetle księżyca twarz jego miała wyraz surowy. W głębokościach sumienia sprawiał sądy i wydawał wyrok na samego siebie, zapytywał: cóż ja? cóż ja? cóż ja? i odpowiadał: marność! Przeszłość własną postawił obok innych przeszłości i osądził, że jest marną. Twardo osądził samego siebie i zapadła mu na dno piersi zgryzota strzaskanej dumy. Była to także zgryzota faktów nieodwo-