Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ildefonsie! szepnęła kobiéta, powiédz mi że to nieprawda.
— Nieprawda? wykrzyknęła Julia, ty mi jeszcze nie wierzysz, Lilo! Oto dowód.... nasza metryka ślubna, którą, znając dobrze człowieka tego, przywiozłam ze sobą.... Zobacz, przeczytaj!
Mówiąc to, wydobyła szybko z za stanika sukni wielki arkusz papiéru, z urzędowym stemplem, i rozpostarła go pod światłem lampy. Lila machinalne tylko i przelotne spojrzenie rzuciła na papiér, poczém wzrok jéj szklany, martwy zwrócił się znowu na twarz mężczyzny.
— Powiédz mi że to nieprawda! powtórzyła jednostajnym, stłumionym szeptem.
Teraz stał on już przy niéj. Ślad owéj dawnéj, na wszystko ważącéj się przytomności umysłu zaświecił w jego oczach.
— A więc tak, Lilo, to prawda! W chwili szału uczyniłem ten krok niedorzeczny, którego potém żałowałem. Ale.... Lilo....
Chciał wziąć jéj rękę; lecz ona gwałtownym ruchem odsunęła się od niego. Rumieńce szkarłatne twarz jéj oblały. Była w téj chwili uosobieniem śmiertelnego bólu i śmiertelnéj również urazy.
— O! zawołała, mówiłeś mi pan, że jéj nie znasz, że jesteś wolny.... że.... że... O Boże! cóż więc się zemną stało? Kim pan jesteś?...
Mówiła to jak w obłąkaniu, jak któś co nagle ujrzy przed stopami swemi grunt kwiecisty zmieniony w otchłań, oblicze, ukochane przeobrażone w paszczę potworu.
— Kim on jest? zaczęła Julia, spoglądając z kolei na dwoje ludzi tych, których historyą i związki zupełnie