Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ratunku tego o którym mówisz? W kredycie publicznym? niéma go u nas wcale. W prywatnym spoczywa on cały w ręku tych samych ludzi, którzy osnuć nas pragną i osnuwają siecią przerozmaitych pęt i utrudnień. Oni-to kupują, wydzierżawiają i... pożyczają. Na inne warstwy społeczne nic a nic liczyć nie można. Są one ubogie, a po mnogich doświadczeniach przebytych i zawodach przeniesionych, słusznie niedowierzające...
Umilkli znowu; ale milczenie, dokoła nich panujące, przerwał po kilku minutach odgłos dzwonków pocztowych na dziedzińcu i lekki stuk sań wjeżdżających na brukowaną przestrzeń u stóp głównego ganku. Wśród cichego, pracowitego życia, które wiedli mieszkańcy Orchowa, gość nie był tam zjawiskiem częstem. To też małżonkowie, na odgłos dzwonków, z niepokojem ludzi, którzy spodziéwają się co chwila złych dla siebie wieści i wypadków, zwrócili twarze ku drzwiom. Drzwi te otworzyły się i zjawił się w nich gość najmniéj może w tej chwili oczekiwany.
— Konrad! zawołał Mieczysław, zrywając się z krzesła.
— Pan Konrad! powstając także, powtórzyła Michalina.
Był-to w istocie Konrad Ręczyc, który o parę kroków od progu zatrzymał się w postawie wahającéj się, nieśmiałéj, bardzo niezgrabnéj, ale w niezgrabności téj mającéj cóś o litość proszącego. Twarz jego w ostatnich czasach schudła znacznie, czoło pomarszczyło się silnie, w oczach przebijał się niepokój i żal głęboki.
Mieczysław postąpił ku szwagrowi z wyciągniętą na powitanie ręką. Ruch ten i gest uczyniły znać na przybyłym wrażenie silne, bo nie wyrzekłszy ani słowa, zarzucił