Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i karteczkę dała, a teraz dowiaduję się, że karteczka nic nie warta, bo majątek nie jéj był, ale syna....
— Ja ekonom z Białowoli. W zaprzeszłym roku pan Konrad wziął odemnie tysiąc rubli, jak pani do Warszawy jechać miała...
I zbliżali się coraz bardziéj wszyscy, ze zmiętemi i zżółkłemi od starości kartkami w rękach, ku kominkowi, przy którym Lila, blada i z osłupiałym wzrokiem, zawiesiła się na ramieniu Ildefonsa, jak gdyby u niego szukać chciała opieki i obrony. Pani Antonina tuż prawie obok niéj stała i błyskając czarnemi oczkami, raz po raz powtarzała:
— Gdzież jest pan Ręczyc? czy chowa się przed nami? Tak, tak, zapewne! pałac wielki!.. Ale przedemną nie schowa się, nie! Znajdę go, choćby pod ziemią!
Mężczyzni, powściągliwsi nieco, niemniéj jednak niespokojni bardzo i gniéwni, objawili téż chórem żądanie widzenia się z byłym dziedzicem Ręczyna.
— Gdzież jest Konrad? cicho, bezprzytomnie prawie szepnęła Lila.
Porycki obejrzał się dokoła, postąpił parę kroków i głośno, z głębokiém jakby zdziwieniem zapytał:
— Gdzie jest pan Ręczyc? Hej, służba! zawołał zwrócony ku drzwiom od dalszych pokojów, gdzie jest pan Ręczyc? poszukać pana Ręczyca!
Służby w pałacu opuszczonym, prócz dwóch czy trzech kobiét nieodprawionych jeszcze, nie było wcale! Ale na wołanie Ildefonsa, jakby na słowo tajemniczego zaklęcia, wysunęła się z kąta wysoka barczysta postać Efroima. Efroim wyszedł na środek pokoju i wyprostowany, szydersko uśmiéchniony, wiodąc dłonią po brodzie, wymówił zwolna a głośno: