dzińcu gładkim, obszérnym, białym teraz od śniegu, jasnym od księżycowego światła. Wśród światła tego sunęła szybko od strony folwarku ku pałacowi czarna wysoka postać. Porycki zbiegł z balkonu i pod ścianą pałacu spotkał nadchodzącego Efroima.
— Cóż? szepnął bardzo cicho, przyjechali?
— Dwoje już przyjechało, odszepnął Żyd, ale zaraz będzie ich tu więcéj.
— A gdzie jest Ręczyc?
— Już ja wiem gdzie on jest. Ja jego dobrze pilnuję..
— Czy pewny jesteś, że on ucieknie?
— Ny, co to pewny? kiedy ja panu mówił....
— A oni tam przyjdą? pytał jeszcze Ildefons, wskazując pałac.
— Dlaczego oni nie mają przyjść, kiedy tam jeszcze jest jasna pani? zasyczał ironiczny szept Żyda.
Z temi słowami wysoka czarna postać zniknęła za załomem muru. Porycki śpiesznie wrócił do pałacu.
Za murem Konrad oko w oko spotkał się z Efroimem.
— Ty tu, Efroimie?
— A tu! jasnego pana szukam.
— Kto tam taki przyjechał?
— Ny! jasny pan nie domyślił się? to oni przyjechali. Ja przyszedł jasnego pana ostrzedz.
— Kto to oni?
— Ny, oni, te kredytory! Najpierwéj przyjechała żona Pawła Szyłły, potém ten szlachcic z Kuszelina, co to od niego jasna pani, matka jasnego pana, kiedyś trzy tysiąców rublów pożyczyła...
— Do diabła! stłumionym wykrzykiem przerwał były dziedzic Ręczyna.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/178
Ta strona została uwierzytelniona.