Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którą głośno czytał, siedział Ildefons Porycki. Dokoła dwojga ludzi tych panowały cisza głęboka i samotność zupełna. Po za pokojem w którym się znajdowali, oświetlonym przyćmioną lampą i blaskiem kominkowego ognia, salony i saloniki pogrążone były w ciemnościach i nieładzie, zalegającym zwykle wszelkie siedliska ludzkie w przeddzień ich opuszczenia. Ładne sprzęty, strojące je niegdyś, w części zniknęły, w części ustąpiły miejsca licznym skrzyniom i pakom, zawiérającym w sobie przygotowane do jutrzejszych przenosin przedmioty. U stóp głównego balkonu stał kocz opakowany, do drogi gotowy. Konie zaprządz doń miano nazajutrz zrana.
Z cienia w którym siedziała, patrzyła Lila od godziny już na twarz swego towarzysza, ale daleką była od spostrzeżenia wyrazu oczekiwania i niespokojności, który twarz tę niekiedy przyoblekał. Porycki, jakkolwiek zajęty głośnem swém czytaniem, przerywał je sobie często, gorącym wymownym wzrokiem obejmował siedzącą naprzeciw niego piękną postać kobiécą, lecz wnet potém przelotne spojrzenie rzucał na okna pokoju i zdawał się wytężać słuch, w celu usłyszenia jakiegoś oczekiwanego odgłosu. W ogólności agent Domu pośrednictwa, bledszy dziś niż kiedykolwiek, z oczami silniéj niż zwykle połyskującemi z za szkieł szafirowych, miał pozór człowieka, ku któremu zbliża się chwila ważna dlań niezmiernie, chwila ostatecznie rozstrzygać mająca o planach jego, pracowicie ułożonych, różnostronnych, a różnostronnie też i nieskończenie mu drogich.
Gdy turkot dwóch, jedna po drugiéj nadjeżdżających bryczek ozwał się na dziedzińcu, Porycki podniósł się z siedzenia i zanim Lila zapytanie swe wymówić zdołała, z niewyraźnemi jakiemiś słowami na ustach śpiesznie opuścił pokój. Wyszedł na balkon i potoczył wzrokiem po dzie-