Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wystawić na sprzedaż Orchów?.. wymówił nakoniec zwolna, wypędzić z Orchowa Mieczysia?..
Wstrząsnął głową ze stanowczością wielką i rzekł:
— Nie, to niepodobna! Ja tego uczynić nie mogę. Mieczyś, widzi pan, to mój krewny i mój rówieśnik... chowaliśmy się, a potém po prawdzie i hulaliśmy trochę razem...
Brwi Poryckiego drgnęły i ścisnęły się lekko. Nie spodziéwał się znać odpowiedzi takiéj. Wyobrażał sobie że ma do czynienia z kimś pozbawionym zupełnie własnéj rozwagi i woli, spostrzegł zaś że w człowieku tym, słabym bardzo i nierozsądnym, brzmiała jednak struna serdeczna którą zerwać będzie trudno.
— Ależ to z widoczną korzyścią samego pana Mieczysława... próbował jeszcze nalegać.
Lecz Konrad powtórnie głową wstrząsnął.
— Ja tam nie wiem co z jego korzyścią, a co nie, ale dokuczać mu nie chcę. Niech już ja sam jeden cierpię i biédę klepię... Żeby zresztą nie mama i nie Lila, tobym się jako tako wykierował; ale kobiétom diabelnie wiele potrzeba a moja zasada już od dzieciństwa była taka, że matka to piérwsza w domu mym osoba.
— Niechże już matka, szepnął gość; ale brat, i do tego brat żony....
— Ja Mieczysława lubię, upiérał się Konrad, on mój krewny i rówieśnik, a choć pogniéwaliśmy się byli, bo on mi z Lilą żenić się przeszkadzał i mówił że myśmy nie dla siebie stworzeni, to jednak ja teraz myślę sobie, że może on miał trochę racyi... i nie gniéwam się na niego.. i w biédę go za nic w świecie nie wprowadzę!..
Porycki zamilkł. Oczy jego, w ziemię utkwione, wyrażały uczucie zawodu i zdziwienia. Tu, gdzie spodziéwał