Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

léj. Bądź jegomość łaskaw powiedzieć memu człowieku żeby prędzéj wracał, bo mnie pora już jechać.
Mówiąc mój człowiek, włożył znowu ręce do kieszeni, a niemłoda Żydówka, z głową oblepioną czarną materyą, rozjaśniła uśmiechem twarz pomarszczoną i spoglądając na stojące obok dziewczęta, szepnęła:
— Herste! jego człowiek!
Dwaj starsi Żydzi zamienili tym czasem pomiędzy sobą kilka słów półgłosem wymienionych.
— Nu, Eli, rzekł głośniéj jeden z nich, pamiętaj o mnie, jak będziesz gadał z Łozowiczem.
— A czemu ja nie mam pamiętać? Ale to jeszcze z tym Łozowiczem daleki interes.
— Niech sobie będzie daleki; ale jakby chciał bardzo Łozowę z tobą trzymać.
— Niewiadomo jeszcze czy ja sam będę ją trzymał.
— Nu, a jak będziesz? Jaby chciał bardzo być twoim spólnikiem.
— Czemu nie, wyrzekł, uśmiechając się, młody Żydek.
— A co z Efroimem będzie, jak ja ciebie za spólnika wezmę? zapytał Eli.
— Ty Efroimu drugi interes znajdziesz. Niech Ręczyn bierze.
— A Josiel?
Drugi ze starszych Żydów wzruszył ramionami.
— Ja jemu Ręczyn ustąpię. Kiepski interes. Wielka kobyła, ale chuda.
Ostatnie słowa wymówił po polsku. Eli uśmiechał się.
— Ja to odrazu wiedział, że z Ręczynem interes zły. W Orchowie to grunt! pluń tylko, a pszenica wyrośnie.
— Aj! Aj! z zachwytem ozwali się Żydzi. A Łozowa to jeszcze lepsza jak Orchów, tylko że mniéjsza.