Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ze stadniny księcia?! zawołał Konrad. A to, jak Boga kocham, osobliwość! Czy nie po turczynce, co to na wyścigi do Warszawy chodziła?
— Po turczynce, odpowiedział Efroim, przytwierdzające głową kiwając, i po tego ogiera, co to jego książe zkądciś sprowadził.
— Po białonogim! zawołał Konrad. Ależ to jak Boga kocham, rzecz dziwna, że książe je tobie oddał! One u ciebie zmarnieją. Czy nie nakrywasz ich na noc derkami?
Dobył cygarnicy ozdobnéj z kieszeni surduta i wyjąwszy z niéj dwa papiérosy, jeden zapalił sam, drugi po dał Efroimowi. Efroim wziął papiéros, nie zapalił go jednak, lecz mówiąc pośpiesznie: „dziękuję jasnemu panu,” oddał Konradowi zwykły swój nizki, elastyczny ukłon.
— Siadaj, siadaj panie Efroim! rzekł pan domu, którego twarz wyrażała w téj chwili wielką uprzejmość i jak najlepszy humor. Gdzież u ciebie stoją te konie? czy w Orchowie? Ale tam stajni bodaj porządnéj niéma. Trzebaby im podściółki z cienkiéj słomy, bo jeżeli one po białonogim i turczynce, to muszą być delikatne w lędźwiach i miękkie w kopytach.....
Nagle, jakby przypomniał sobie o czemś, wyjął z cygarnicy trzeci papiéros i zwrócił się z nim ku miejscu, na którem poprzednio siedział Eli. Ale Eliego w sali już nie było. Zaraz przy pierwszych słowach Efroima o zadatku, mającym być w części uiszczonym w postaci koni, zamienił on ze spólnikiem swym szybkie spojrzenie i powoli, na palcach, najmniejszego nie czyniąc szelestu, wysunął się z sali przez drzwi najbliższe.
Niedarmo Eli przez lata długie był naprzód faktorem, potém kupcem handlującym zbożem i drzewem. Znał on