Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aaaa! — zadziwił się ze śmiechem i palcém na parobka wskazał — aaa! panowie gromada! czy heto parobek jest czy dziewczyna!
Głowę na obie strony, niby dla lepszego widzenia, przechylał.
— Patrzę, patrzę i rozpoznać nie mogę! zdaje się że parobek, ale za plecy baćka schował się jak dziewczyna i wstydzi się bardzo... Nu pokażyś... do stołu podejdzij, a to doprawdy pomyślę, że z mużczyny przemienił się w dziewczynę!...
Dowcipkowaniu temu towarzyszył chór grubych śmiechów; Piotr zaśmiał się także i syna ku stołowi popchnął.
— Nu idzi, kiedy pan starszyna woła...
Nie tak już bardzo wstydliwym był Klemens, za jakiego poczytał go starszyna. Usta wprawdzie dłonią zakrył, ale wesołemi oczyma wprost na dostojnika gminy patrzał. Ten nalał pełną szklankę miodu i młodemu parobkowi ją podał.
— Pij — zawołał — kaby prędzéj wąsy pod nosem wyrosły. — I, wszystkim znowu do szklanek dolewając, powtarzał: — Pijcie, panowie gromada, pijcie!
Pili i śmieli się z Klemensa, który na wspomnienie o wąsach palcami powiódł po złotym puszku, który mu górną wargę osypywał, a potém głową skinął i raźnie zawołał:
— Na zdrowie, panie starszyno!