Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie przebywać zostało i jedno dziecko wziąć mnie pozwolisz... na pamiątkę, oj, na pamiątkę jedyną! Jak babula ze mną kiedyś po świecie chodziła, taj na nas dwie pracowała, tak i ja z dzieciątkiem swojém chodzić będę, taj na oboje nas zapracuję... A jak zajdę gdzie daleko, het daleko, aż na skraj świata, to i wieść o mnie na zawsze przepadnie, ludzie pomyślą, że już między żywemi mnie niéma, a tobie wolno będzie wziąć sobie żonkę inną i gospodynią inną i wszystko sobie według woli robić... Lubku, Michałku, pójdę ja sobie od ciebie, pójdę ja sobie z chaty od ciebie, na skraj świata pójdę, z jedném dzieciątkiem swojém... kiedy ty mnie już nie chcesz... oj pójdę...
Mówiąc to kolana jego obejmowała i czoło ku nim schylając, usta do nich pocałunkami przykładała. Ale gdy czasem głowę podniosła, to na jéj twarzy, pomimo nieznurtowanego żalu, tyle malowało się szczerości i siły, że zdawać się mogło, że ot, zaraz, zaraz zerwie się z ziemi, dziecko którekolwiek w ramiona pochwyci i z chaty wybiegnie... Nie zerwała się jednak z ziemi sama, lecz podniosły ją i na ławie posadziły dwa męzkie ramiona. Ramię jéj, jak w kleszczach, w ogromném ręku swém ściskając i widocznie zmuszając się do śmiechu, kowal mówić zaczął:
— Co ty pleciesz? co ty wygadujesz? Ej, jaka durna czysta waryatka! Z chaty ona pójdzie! na