Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

proces wytoczyć zamierzała. Proces miał być kosztownym, koszta rozkładały się na wszystkich mieszkańców wsi, w stosunku do części, przez każdego posiadanéj w procesie; arytmetyczne takie ćwiczenia, najbiegléj Stepan dokonywać umiał, najlepiéj zresztą znał owe grunta i łąki, ale obywano się bez jego pomocy i rady, słowa jego głuszono, kiedy innych przekrzyczéć usiłował, łokciami go trącano na znak, aby umilkł. Młody Łobuda kłótni wszczynać nie lubiący, a lękając się, aby go do niéj złość Stepana nie wyzwała, odsunął się odeń o łokieć, to samo uczynił Anton Budrak, brat Maksyma, obecny starosta wsi. Osamotnionym ujrzał się i sponiewieranym. Zaklął z cicha, usunął się pod samę ścianę, na arendarza krzyknął, aby mu całą kwartę wódki podał, i pił ją, milcząc i roziskrzonemi oczyma w cieniu, jak wilk połyskiwał. Inaczej wcale działo się z Piotrem Diurdzią. Ten przez lat sześć urząd starosty sprawiał, wiedział więc dobrze, co chłop który posiadał i w jakiéj mierze do wspólnych kosztów przyczyniać się był powinien. Anton Budrak, który świeżo starostą został, radził się go o to i owo, inni, słuchając, potakująco głowami kiwali. Z rękoma splecionemi na kolanach, z długiemi włosy, których płowe i siwiejące kosmyki opadły na czarny, barani kołnierz kożucha, z bladawą swą i ciemną twarzą, ożywioną teraz czarką mocnego napoju i prowadzoną rozmową, Piotr rozpowiadał