Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w ręku nad chorym stała, oczy na nią zwróciły się, splotła na fartuchu ciemne swe małe, ruchliwe ręce i wymówiła:
— To jest zrobione?
— Co? — zapytał chór niewieścich głosów.
— A taż choroba. Ją ktościś jemu zrobił.
Teraz, kilku mężczyzn, którzy w milczeniu naprzeciw Piotra siedzieli i sam Piotr, przysłuchywać się zaczęli babskiéj rozmowie. Chory nawet zwrócił ku mówiącéj przyćmione cierpieniem, ale przytomne i pytające oczy.
— Aaaa! — zadziwiło się parę kobiecych głosów, — a któż to taki zrobił?
Z nogi na nogę przestępując i oczyma błyskając, Rozalka zaczęła...
— Ja wiem kto. Ta co jemu ziele na lubienie dawała. Musić nie takie ono było, jak trzeba, to i zamiast lubienia chorobę zrobiło. Paru mężczyzn lekceważąco skinęło rękoma, a Klemens na Rozalkę popatrzał i, wstydliwie brodę pod kilimek wsuwając, pomimo bólów swych, parsknął krótkim śmiechem. Wiadomość o tém, że ktoś mu ziółko na lubienie dawał, zawstydziła go nieco, lecz więcéj jeszcze ucieszyła. Zajęczał zaraz, bo go w krzyżach srodze zabolało, niemniéj przecież przyćmiony wzrok swój na ładną Budrakównę zwrócił, jakby chciał jéj powiedziéć: — A co? widzisz, jaki to ja! — Ale hoża dziewczyna aż zbladła od przestrachu