Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a jeźli ztąd doświadcza jakiego zmartwienia to tego chyba, że ślepa babka tych wszystkich piękności i wygód, w jakie ona teraz opływa, widziéć nie może. Opowiada jéj o nich zato długo i szeroko, i każdą rzecz nową do pomacania jéj daje. Zresztą, wszystkie stare rzeczy pozostały w téj izbie, tak jak i były. Ławy, stoły, statki gospodarskie, trzy krzesła z drewnianemi poręczami, krośna tkackie Pietrusi, w kącie jednym wielki stos różnego żelaztwa i nad nim na ścianie kilka nowych, tylko co w kuźni zrobionych siekier, pił, kruków i szczypiec. Na krośnach tkackich Pietrusia radno rozesłała i na nie wysypała z fartucha rozsypane zioła. Potém zakrzątnęła się około wieczerzy; dzieci, niby ptaki z pieca zleciawszy, biegały koło niéj bosemi stopy i szczebiotały te dziwy, które im babula o zmroku opowiadała.
— Mamo! ja na dnie sinieńskiéj wody siedziała i rybki pasła...
— A ja w gęstéj trawie siedziała i robaczki pasła...
— A ja na wysokim, wysokim drzewie siedział i wronki w powietrzu pasł...
— A Jadamek w lesie siedział i zajączki pasł...
Sypiąc kartofle do garnka, Pietrusia żartobliwie przekomarzała się z dziećmi, na piecu stara aż zachodziła się od śmiechu, że te dureńki tak zupełnie we wszystko, co mówiła, uwierzyły.