Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był stół otoczony staremi fotelami o poręczach rzeźbionych w zwierzęce głowy, na ścianach wisiały złotawe, srebrnawe, rdzawo-czerwone snopy, i nie wiem jakim sposobem nerwy nagle wymknęły mi się z garści.
— Kuzynko — rzekłem — przed rozstaniem bądź raz jeszcze na mnie łaskawą... Zaśpiewaj... du-du!
Po jej czole, policzkach, ustach przebiegły szybkie, drobne drgnienia; ale uśmiechnęła się i swoim równym, cichym, prędkim chodem do pianina poszła. Ja rzuciłem się w róg kanapy i oczy ręką zakrywszy, słuchałem:

— Du-du,
Kozioł brodaty,
Du-du,
Sprzedał drzwi chaty,
Du-du...


Monotonna jak pustynia, w paru swych nutach bezdennym smutkiem nabrzmiała kołysanka wieśniacza, razem z zapachami ziół leśnych i żywicy, napełniła mi pierś taką falą, że dłoń na oczach miałem mokrą. Przy ostatnich akordach końcowej przygrywki wstałem. Trzeba raz skończyć! Zbliżyłem się do panny Zdrojowskiej, która zwolna podniosła się z krzesła i schylony w niz-