Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy nieokreślonej, lecz piekącej, która na dnie wszelkich innych wzruszeń i uczuć pracowała we mnie coraz głębiej i nieustannie, rzekłem tonem lżejszym może, lub bardziej gryzącym, niż chciałem i wiedziałem:
— Przyznaj jednak, kuzynko, że wcale dobrze bawiłaś się w naszem mieście i że jedną przynajmniej z przyczyn twego nagłego wyjazdu była obawa, aby nie przykuły cię do siebie uroki — porcelanowych bożków.
Podniosła na mnie swoje wielkie, szczere oczy i bez wahania, bez uśmiechu także, odpowiedziała:
— To prawda.
— A więc — uśmiechnąłem się — pozwól, abym cię przestrzegł, że to dobrowolne mortyfikowanie nie już ciała, lecz ducha, wydzierającego się do zjawisk naturze jego pokrewnych, temuż duchowi nie może wyjść na dobre. Trapizm prowadzi trapistów do zbawienia wiecznego, ale wysusza im wyobraźnię i — serce.
Teraz uśmiechnęła się.
— Jeżeli jednak źródło swoje ma w sercu...
— O? w sercu? jakim sposobem?
Pomyślała chwilę, a potem, ze zwiększonym na twarzy rumieńcem i ciszej jeszcze niż mówiła zwykle, zagadnęła: