Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

włosów wydobyła i, ku niemu ją wyciągając, zawołała:
— O, ty... poznałam teraz ciebie i wszystko, otworzyły się nakoniec oczy moje... Wiem kim jesteś!
Śmiała się teraz, a spojrzenie, które wlepiała w niego, do żmii było podobnem: tyle mieściło się w niem nienawiści.
— Tantalos — szepnęła.
On, w swojej miękkiej, powłóczystej sukni, patrzał chwilę na nią, na Chileasa, w przestrzeń, aż z cicha, w osłupieniu powtórzył znowu:
— Był-że Pytyon głupcem?
Ale teraz ją porwał nagły żal nad tem, co powiedziała, i z błaganiem zwróciła się ku niemu.
— Przebacz, Pytyonie... szaleństwo mię ogarnia i nie wiem co mówię... Błagam cię, nie gniewaj się na mnie i uczyń cokolwiek, coby mi choć jednego z pomiędzy nich zwróciło... Widzisz, jam głupia i słaba... Tyś mądry, możny, całe życie o tem tylko myślałeś, abyś był możnym... uczyń cokolwiek... Nie byłam-że dla ciebie przez długie, długie lata małżonką, sługą, dóbr twoich wierną strażniczką?... nie byłaż moja dusza wiernem echem twojej a wola posłusznem tylko powtarzaniem każdej twojej chęci?... Wi-