Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i podniebieniu Persów? Możeby jednak, dla małości i nikczemności swojej umknął ich oku, ale zamieszkująca go garść zuchwalców ściągnęła na siebie ich pomstę. Nie oniż-to posłom wielkiego Daryusza odmawiali zawsze ziemi i wody? Nie oniż-to zbrojnemi nawami i hufcami wspierali zbuntowanych Jończyków? Jakto? mógłżeby dłużej na ziemi istnieć kraj, Persom odmawiający ziemi i wody! Jakto! mógłżeby w bezpieczeństwie długo żyć lud, który na krwawem polu nad pobitymi Persami wydawał zwycięzkie okrzyki? Nie, na Ormuzda! to się nie stanie!
Umilkł, ale na sukni jego nie było ani jednego dyamentu, któryby nie migotał od wzburzonego oddechu piersi i namiętnych poruszeń ciała. Trwało to przecież krótko, bo wnet znowu majestat zamkniętego w sobie bóstwa objął go od stóp do głowy — z wyjątkiem oblicza, zdradzającego niespokojną pożądliwość, z jaką odpowiedzi obecnych oczekiwał. Odpowiedzią był chór głosów, namiętnymi okrzykami głoszących jego wspaniałość i potęgę. Lecz z tego chóru wybił się i sam jeden rozbrzmiewać zaczął najmilszy mu głos Mardoniusza. Gdy ten mówił, możnaby mniemać, że po komnacie płynęły po-