swego od ziemi oderwać nie śmiał, Artafernes, na ustach królewskich spostrzegając ten sam, co wprzódy, uśmiech, uśmiechnął się także i, ręce u piersi splótłszy, mówić zaczął:
— To zwierzę, o królu, które sprawiło nam widowisko tak niespodziewane i ucieszne, równej prawie z panem swoim, na szerokie ziemie i kraje, sławy zażywa. Nikt jeszcze nie widział tak łagodnego, rozumnego i do pana swego przywiązanego wielbląda. Z uporu i brzydkiego głosu, jakeśmy to widzieli i słyszeli, do całego gatunku swego podobny, przewyższa go zaletami, które długiemu obcowaniu z ludźmi i ich dla siebie tkliwości zawdzięcza.
— Chcę z blizka ujrzeć to rzadkie zwierzę — rzekł król.
Promieniste słońce radości zajaśniało znowu na twarzy Pytyona. Zadrżał ku szczytowi schodów w powłóczystej swej sukni się rzucił i najtkliwszym głosem mówić zaczął:
— Moszu! Moszu! pójdź tutaj, dobry, stary mój Moszu! Prędzej, odważniej, Moszu! Łaska najpotężniejszego z tobą! Nikt ci nic złego nie wyrządzi!
Nadaremnie przecież ulubieńcowi swemu odwagę zalecał; jak wszystkie długo pieszczone
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/192
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.