Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieszkaniu i w gwarze światowym, nie spostrzegła kontrastu oburzającego.
— Nieprzebranemi w rozmaitości swej są, o panie, te drogi, któremi stworzenia swe prowadzisz wśród nędz i smutków ziemi!
Minuty płynęły. W przyległym pokoju zegar zaczął uderzać godzinę. Z pod sufitu, od starego oblicza, zwieńczonego zbladłemi różami, płynęły zwolna dźwięki basowe i przewlekłe. Fala melancholii przepływała to mieszkanie, w którego ciszę, z za zielonej firanki liści, wpływać zaczęły różane światła zachodzącego słońca.
Siostra Klara pomyślała:
— Jak w klasztorze!
A potem jeszcze:
— Duch, kędy chce, tchnie.
Zanimirski odwrócił się od okna, postąpił parę kroków i, stając przed zakonnicą, wielkiem biurem z nią rozdzielony, zapytał:
— Gdzie się znajduje?
Podniosła oczy niepewne, czy trwożyć się mają, albo radować, lecz nie spotkała się z jego wejrzeniem. Powieki miał spuszczone; był bardzo blady, w palcach trochę drżących trzymał ołówek.
— Adres? — zapytał jeszcze.
Wymieniła nazwę uliczki nędznej i gminne nazwisko ludzi, które on szybko zapisał na kartce, a potem mówić zaczął:
— Powiedz jej, siostro, że uczynię, czego