— Czy kogo osieroca?
Jakim sposobem, jakim sposobem odgadł pomysł tak dziwny i zuchwały, że powstać mógł tylko w gorączce, w rozpaczy, w zgryzocie sumienia, oko w oko ze śmiercią? Odgadł jednak. Siostra Klara szepnęła:
— Maleństwo biedne... dziewczątko malutkie... zagrożone nędzą i zgubą!
Była chwila milczenia. Zanimirski, patrząc na zakonnicę, przemówił:
— Nic więcej nie mów, siostro. Wiem...
Ruchem porywczym wstał z fotelu; siostrze Klarze wydało się, że rysy jego zaostrzyły się i stwardniały. Odwrócił się, przeszedł pokój i stanął, zwrócony do okna w sposób taki, że profil jego uwypuklił się na tle szyby i zielonej za nią zasłony, ostry i twardy, jakby kamienny.
Minuty płynęły. Zakonnica z pochyloną głową myślała, że Bóg kazał jej dziś być świadkiem walki ciężkiej, toczącej się w duszy człowieczej. W myśli jej, niewiedzieć skąd, powstały dwa wyrazy:
— W pięknej duszy!
Zaczęła modlić się:
— Boże! wesprzyj twór twój szlachetny i cierpiący!
Już pomiędzy nędzarką ze szpitalnego łoża a człowiekiem, który pędził życie w tem pięknem
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/325
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.