Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śli pracownią, usiadłszy na sprzęcie, najbliżej drzwi stojącym, oczekując na rozmowę, którą sam na sam z właścicielem tego mieszkania stoczyć musi, rozgląda się dokoła, myśli i czuje niejasne zdziwienie.
Wcale inaczej miejsce to wyobrażała sobie. Nie myślała o niem wiele, lecz gdy wejść tu miała, mimowolne działanie wyobraźni ukazywało jej połyski kruszców, jaskrawe barwy materyi drogocennych, pozłoty, atłasy, poduszki nadziane puchem, obrazy, od których oczy jej uciekać będą musiały. Tymczasem jest tu trochę ciemno... bo sprzęty są ciemne i za oknami wisi zielona firanka drzew rozległego ogrodu. Bardzo też czysto.
Nic dziwnego. W mieszkaniu bogatego człowieka z góry już niepodobna było przypuszczać kurzu na sprzętach lub śmiecia na podłodze. Ale nie tę pierwotną czystość uczuwa siostra Klara. Jest to coś daleko subtelniejszego, idącego z ciszy, która tu panuje, z zieleni za oknami, z braku fraszek, puchów i tego nieporządku rzeczy, który maluje nierząd przyzwyczajeń. Plamy nietylko istnieć mogą na sprzętach, ale i unosić się w powietrzu. Tu nie czuć plam. Bardzo czysto. Przytem nic nie błyszczy, nie krzyczy, nie rzuca się w oczy z zuchwalstwem bogactwa, które samo w sobie stanowi cel i uciechę. Żadnych krzywizn, kaprysów i sprzeci-