Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potężniejsze jeszcze, niż przedtem, wołanie z ziemi do nieba o ukojenie ran, o przebaczenie win, o światłość dla ciemności, o nadzieję dla rozpaczy, o ratunek dla ginących, o obronę dla tratowanych, o moc życia i śpiewania dla tych, których usta nużą się od słów, bolą od uśmiechów.
Na ganku domu Ruchla cicho mówiła:
— Już ja z tobą, Mendlu, chcę pogodzić się. Jak to można się kłócić, kiedy świat taki piękny i takie piękne śpiewanie na nim jest!
A Mendel, z twarzą całą w drganiach nerwowych na żonę patrząc, zdziwił się bardzo; bo oczy, któremi na niego patrzała, były znowu tak szafirowe, jak kiedy miała lat dwadzieścia.
Zaś poważny Chaim Cygler rzekł do żony:
— Małka! Możeby tej Obuchowskiej nie tydzień, ale jeszcze miesiąc na ten dług poczekać?
— Ty na niego, Chaimie, już dwa miesiące poczekaj — odpowiedziała Małka; a że byli małżeństwem zgodnem, więc jednomyślnie spojrzeli w górę i szepnęli:
— Pan Bóg jest wielki!
Śpiewaczce wydało się, że pod dłonią, opartą na w włosach klęczącej dziewczyny, czuje bicie jej serca. Spojrzała w dół. Kto to jest? Co to za metamorfoza? Gitla, klęcząc ciągle, wyprostowała się, twarz na światło księżyca obróciła