Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co wydawało się zerwanem, i radość na spółkę z księżycem otoczyła go czarami zdobytego raju.
Z nią jednak było inaczej. Silniej ścięta lodem życia, nie tak łatwo tajała w cieple wschodzącego słońca; cierpienie silniejsze wrosło w nią głębiej i pierwsza minuta szczęścia wyrwać go z niej nie mogła. Nie było uśmiechu w jej głosie, gdy z cienia, który ją okrywał, mówić zaczęła:
— Pan mówi: »w tę dziwną podróż!« Była ona jedyną, którą przedsięwziąć mogłam. Pan wie: wszystkie drogi stoją przedemną otworem. Dla ptaka, który wysoko lecąc pięknie śpiewa, wszystkie bramy i drogi — pełno żeru — stoją otworem. Ale ja nie chciałam już nikogo, niczego, oprócz wolności dla ust, które bolały od uśmiechów koniecznych, i dla wzroku, który patrząc na życie nudniał i szarzał, bo życie stało się nudne i szare, odkąd pan z niego zniknął...
— Pan! — przerwał z wyrzutem.
— Tak długo wyraz ten stał pomiędzy nami, że odrazu — nie mogę... Jechałam tam, gdzie mogłam najwięcej milczeć i najmniej widzieć życia, bo doprawdy, przez tak wiele czasu razem z panem przebywając w jego wrzątku, tak strasznie przywykłam mówić sobie o wszystkiem ujrzanem: jemu to pokażę! o wszystkiem usłyszanem: jemu to powtórzę! o wszystkiem trudnem: dla niego to wykonam! i o wszyst-