Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w oceanie. Powietrze drżało walką, której końca z drżącemi piórkami oczekiwały wszystkie rody ptasie, bez oddechu skryte po drzewach i krzakach. Ciekawie spoglądały na nią z za krzaków żółte twarze Arnik, Geronie wśród Jałowców płonęły rumieńcem zapału, w gęstwinach najdzikszych Spiree wstrząsały hardo pióropusze białe, a Fragarye rubinowe, Pyrolla pachnąca, Linnea wdzięku pełna, nawet Borówki sztywne, od samej ziemi szeptały chórem: »Boże, dopomóż! Boże, dopomóż!«
Dopomógł. Z tłumu czarnego, zawrotnie krążącego na skrzydłach zdjętych gniewem, silnych od gniewu, łopoczących, zażartych, tyran lasu wypłynął jak łódź z żaglem wzdętym, chyżo, chyłkiem, z dzióbem pustym, ze szponami zwiniętymi, zwyciężony, poraniony, zawstydzony, uciekający. Nie śmiał do gniazda powracać bez łupu; więc odleciawszy daleko, daleko, bezsilnie opuścił się na drzewa i smutnie, ciężko, cicho, w ciemną ich głębię zapadł. Podówczas wszystko, co było w lesie liściem, trawą, igłą, zaruszyło się i uderzyło w oklask ogromny: »Brawo, wrony, dzielne, mądre wrony! brawo! brawo! brawo!«
Wrony, bez tchu i głosu, posiadały na gałęziach i dzióbami pióra wygładzają, lub zamyślone siedzą, spoczywając. Obroniły krew swoją. Oddały syna matce, rycerza przyszłego plemieniu swemu. Ocaliły cząstkę mocy swojej. Pom-