Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na świat skromne, ale czarujące oczy. Ten krzew kolczasty, gęsty, zdala jaśnieje mnóstwem płatków kolistych, dużych, różanych, a jak Potentilla Spikacie, tak Spikata Kaninie do kolan nie dorasta. Więc wykwintna pani, oko w oko spotkawszy się z rywalką, niechętnie odwraca swoje kłosy wiotkie, liliowe i z pośród tłumu mietlic—służebnic pochyla je z tęsknotą w stronę, pod gęstwiną cienistą...
Brzegiem gęstwiny cienistej siadły wielkim i nieporządnym tłumem jałowce pękate, prawie czarne, osypane deszczem jagód zielonkawych, twardych i błyszczących. Krzaki to są grube, iglaste, suche, tak ciemne, że prawie czarne; tem niespodzianiej wychylają się z za nich, płonące najczystszą purpurą fioletową, wielkie korony Bodziszka krwistego.
Tak to się tylko mówi: Bodziszek, potocznie partykularnie. Na świecie szerokim, istota, która rzuca na ubogie jałowce ozdoby niespodziewane a świetne, nosi dosyć arystokratyczne imię: Geranium. Jakto? Może to samo, które stało u okna babuni, takie szerokie, liściaste? Jak się masz dawny... Nie, nie. Z tego samego rodu, lecz nie ten sam. Bo jest ich wielu braci. Tu osiadł ten, który, rzecz dziwna! najchętniej obiera sobie miejsce wśród jałowców, a nosi poszczególne imię krwistego, czyli Sanguineum, nie tyle z powodu korony purpurowej, ile dla szczególnej