Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oknem, w jaśminach kwitnących ptaki świegocą wesoło.
»Cicho, sza! ktoś woła! Spieszczone imię dziewczęce dwiema miękkiemi zgłoskami rozlega się po pokojach. To babunia...
— »Zaraz, zaraz, babunieczko, biegnę, lecę!«
»Pokój bieluteńki, bo babunia obić na ścianach nie znosi; na ścianie białej krzyż duży, u otwartego okna wielkie geranie w drewnianych doniczkach. Ale nie geranium teraz tu pachnie. Co to pachnie? Ach, poziomki!
»U okna, przy stoliku, babunia dużą szpilką wybiera z dzbanuszka poziomki. Bujne, jędrne, ciemno-purpurowe, z białą kropką pośrodku, jak paciorki padają na spodek, z palców długich, żółtawych, jakby wyrzeźbionych z kości słonioniowej. Wysokie ogarnirowanie białego czepca odbija na tle geranium, jak aureola włożona na pomarszczone czoło. Z pod czoła pomarszczonego piwne oczy patrzą jasno i wesoło; powieki zżółkłe, biedne, mrugają filuternie.
— »Chodź, chodź, mała! dostaniesz, oj dostaniesz... poziomek!«
»Jasna, mała sukienka już przytulona do sukni czarnej, szorstkiej, przypominającej habit mniszy. Ręka długa, żółtawa, staroświecką łyżeczką sypie biały, słodki pył na purpurowe paciorki, potem łyżeczkę oddaje drobnej ręce.
»Po jednej, po dwie, z łyżeczki staroświe-