Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyjechała! Niema jej tu teraz. A tak marzyłam, że się z nią zobaczę...
— Wyjechała? Kto ci to powiedział? Spotkałam ją wczoraj w ogrodzie. Znam ją dobrze z widzienia...
— Wczoraj? Czy podobna?
— Tak, tak. Jest w mieście najpewniej. Myślę jednak, że teraz pewinnabyś zjeść obiad. Zadzwonię, aby ci go podano. Wszak pomiędzy mnóstwem innych rzeczy, lubisz zapewne jeść obiad, gdy jesteś głodna?
Przeciw zwyczajowi swemu nie zawołała: lubię! Stała pośrodku pokoju, jak wryta.
— Czy podobna? Dlaczegóż więc...
Nie kończyła w myśli zapytania: dlaczego powiedział nieprawdę? Może wieść fałszywa, usłyszana i powtórzona? E! Pewno, pewno! Tyle plotek podobno rozchodzi się po miastach. Ach, jakże jutro będzie żartowała z niego! Nazwie go plotkarzem. Mężczyzna — i w dodatku sławny autor — plotkarz! Jakże będą oboje śmiać się! A może to... podstęp? Tak bardzo nie chciał — trzeciej osoby! »Żeby najlepszą była, dla mnie będzie najgorszą!« I to jest prawda. Ona sama czuje, że najlepiej im jest, gdy są tylko we dwoje. Tak bywało już i w Liliowej. Więc niezawodnie dlatego powiedział nieprawdę. Bardzo nieładnie jest mówić nieprawdę, jednak, rzecz dziwna! ona gniewać się, ani za złe brać mu tego —