Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmiłowania Bożego wzywał dla jakiejś istoty ludzkiej, o której wyobrażał sobie, że może czarność listopadowej nocy, fale wiatru i bicze deszczu wątłą swą postacią, dążąc tu, przerzyna.
Na ławie usiadłszy, zaczął pod światłem lampki naprawiać w niewodzie szkody, przez ostatni połów zrządzone.
Stalowa iglica szybko połyskiwała mu w ręku, gdy pilnie i wprawnie porwane oka sieci nowemi zastępował. Zadzierzgiwał je, ściągał, sznur z leżącego mu u stóp wielkiego kłęba wywijał, i zdawać się mogło, że ciałem i duszą pogrążał się w tej robocie. Ale dusze ludzkie miewają czasem szepty nieustanne, które ani podczas jedzenia, ani podczas pracy, ani w ciszy, ani w gwarze zupełnie nie milkną. Nie przeszkadzają one życiu toczyć się torem najzwyklejszym i wszystkim narzędziom ciała i myśli spełniać właściwe im czynności, ale są same jakby drugiem, spodem płynącem życiem i jednem więcej, tajemnie działającem narzędziem istnienia.
Paweł także, jakkolwiek wieczerzę spokojnie spożył, a potem tak pilnie pogrążył się w robocie, że aż głośne jego sapanie napełniało ciszę izby, nagle głowę podniósł i przybrał postawę człowieka, z wytężeniem czegoś słuchającego.
To tylko żółty, kudłaty Kurta na Koźlukowem podwórku zaszczekał. Ale na kogo w tej spóźnionej porze mógł on szczekać? Czy razem ze szczekaniem jego nie ozwą się u płotu kroki ludzkiej istoty, nieśmiałej, zmęczonej, zziębłej? Nie, starym swoim, ochrypłym głosem Kurta szczeknął kilka razy i umilkł, a żadne kroki słyszeć się nie dały.
W ręku Pawła znowu błyskać zaczęła iglica. Tuż za nim w kącie izby załopotały myszy. Obejrzał się i zobaczył małe, zwinne zwierzątko, z błyskawiczną szybkością pod ścianą przebiegające.
Widok ten sprawił mu snadź przyjemność, bo uśmiechnął się i głową pokiwał.
— Ot, głupie stworzenie! czego ona boi się? Przyszłaby do mnie, tobym jeszcze i chleba jej troszkę nakruszył.
Wtem drzwi od podwórza w sieni skrzypnęły, wyraźnie skrzypnęły.
Paweł znowu przybrał postawę człowieka, z wytężeniem wsłuchanego w ciszę.
Może tam ktoś wszedł, u progu stanął i, do izby wejść śmiałości nie mając, stoi w ciemności, drżąc od zmokłego odzienia i strachu?
Sieć i iglicę na ławie położył, wstał i z lampką w ręce do