Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łym i przyjacielskim; nakoniec z ręką położoną na ramieniu wychowańca zapytał:
— Co ci jest? — Nigdy jeszcze nie widziałem cię tak bladym i mizernym. Może czujesz się niezdrowym, w takim razie nie jedź dziś w pole, odpocznij...
Nie skończył jeszcze słów tych, kiedy Pawełek zdjął jego rękę ze swego ramienia i zaczął całować ją gorąco po wiele razy. Przytem łzy kręciły mu się w oczach.
— Zdrów jestem i zaraz w pole pojadę. Jabym dla pana pojechał na koniec świata...
Odwrócił się żywo, odbiegł i po kilku minutach cwałował już na koniu do oraczy, których roboty miał doglądać. Zenon wyszedł też za bramę i udał się do blizkiego lasu, skąd zaczęto dziś wozić drzewo do dworu na opał zimowy. Trzeba odjąć stamtąd parę koni i wysłać ją z pługiem w zamianę tej, która na czas jakiś stała się nieużyteczną. Idąc myślał:
— Gdyby wszystkie puste słowa ludzkie zajmowały w przestrzeni tyle miejsca, ile go zajmują w czasie, zepchnęłyby ludzkość z kuli ziemskiej. Pojechałby dla mnie na koniec świata! Pojedzie istotnie na koniec świata, ale dla pieniędzy. Kosztuje go to jednak widocznie, bo aż zmizerniał przez te dni parę. Ale ba! czy to tylko jest przyczyną tego zmizernienia? Może, poprostu, niezdrów.
Potem opanowały go myśli wcale inne. Wczoraj o tej porze jechał po brała na stacyę kolei. Oto już i upłynęła doba jedna; upłynie zaraz druga