Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

te obłoki, tę zorzę, te pola, pomarszczone zagonami, te sosny, poplamione żółtością brzóz i różowością trzmielin.
W tej chwili proces spajania się z tem otoczeniem, rozpoczęty od przybycia do Zapolanki, odbył się w nim ostatecznie; a następstwem jego było to, że pozostał w Zapolance. Gdyby posiadał młodzieńczą wiarę w siebie i w ludzi, byłby może tego nie uczynił; ale poczuwając się tylko do niejakich zdolności, wątpił o ich sile i wadze, a życie napoczęło go już było tym najzjadliwszym ze swych zębów, którym jest rozczarowanie. Taki, jakim był, nie mógł już oderwać się od tego, czego uczuwał się cząstką, ani dla sztuki, ani dla sławy, ani dla szczęścia, w które, o ileby mogło być na ziemi doskonałem, już niebardzo wierzył. Zawarł tedy układ z bratem i pozostał.
Od tego czasu upłynęło lat osiemnaście. Jak upłynęło? On jeden tylko wiedział, a teraz dopiero dowie się o tem brat jego rodzony, tak dawno niewidziany, że wydawał się snem zapamiętanym z młodości, kiedy to jeszcze było dobrze, i była wiara w to, że może być dobrze.

Pisywali do siebie bardzo rzadko, czasem raz na lat parę; jeden o śmierci drugiego mógł dowiedzieć się z gazet, albo wypadkiem; ale Zenon nie rościł o to do Wiktora pretensyi żadnej. Myślał o nim czasem z żalem, czasem z goryczą, ale nigdy z gniewem. Gorycz wyrażała się w myśli: »Nieobecność i zapomnienie są synonimami«[1].

  1. Wyrazy blizkoznaczne.