Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tywą[1] karyery, to naturalne. On był moim wychowańcem, a ty prawie przyjacielem.
— Jesteś dziś gorzkim, jak pieprz hiszpański; ale się temu nie dziwię. W tej ciernistości, a zwłaszcza ciasnocie stosunków i warunków można zgorzknieć, kwaśnieć i nawet żywcem zgnić. Co mnie najbardziej znęciło do wyjazdu w owe dalekie strony, jest właśnie to, że będę mógł działać na szeroką skalę. Jestem przecież agronomem wykwalifikowanym i mam pasyę do gospodarstwa wielkiego, która na mojej małej Zaleśnie aż skwierczała, tak była dławioną. Tam, na przestrzeniach ogromnych i zaledwie napoczętych przez eksploatacyę, szeroko odetchnę piersią i znajdę sposobność do rozmachu ramion...
Hornicz ochłonął nieco z gniewu; siedział teraz z głową opartą na ręku, bardzo smutny.
— Działalność szeroka, oddech pełny — przemówił — to ponęty istotnie silne... Życzę ci powodzenia!
— Dziękuję; czy przebaczasz mi Pawełka?
Hornicz spokojnie odpowiedział:
— Samemu sobie tylko nie przebaczam, że, będąc starym wróblem, jeszcze raz złapałem się na plewy...
— Jakie? — zapytał Górkiewicz.
— Zasad twoich i wdzięczności tego chłopca.

Górkiewiczowi zaiskrzyły się oczy, przygryzł wargę i pochwycił czapkę ze stołu.

  1. Dalszy widok, — tutaj: nadzieję.