Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystko znowu milkło. Chyżych biegów kocich pod ścianami i wśród drzew, gnieżdżenia się tchórzy pod kamiennemi płotami, dowolnego żerowania zajęcy z pola przybiegłych, dosłyszeć nie było można. Wróble pod śnieżnemi okapami strzech świegotały, niezbyt przecież gwarnie, wrony czasem zakrzyczały głośno, tu i ówdzie gołębie zagruchały. Ludzkie życie prawie się nie ukazywało, ani w podwórkach, ani w ogrodach, ani na ścieżkach, których przecież było mnóstwo, a które w śniegu, tak jak latem na trawie wydeptane, łączyły zagrody siecią dziwnie wymowną. W zakrętach ich, wydłużeniach, kryjomem zapadaniu pomiędzy najgęstsze drzewa, w gromadnem zbieganiu się u jednych punktów, wyczytywać można było odwiedziny, schadzki, wspólne roboty, gromadne rozprawy. Ale teraz wiły się one, wydłużały i skręcały za ściany, lub w drzewne gąszcze, puste i bezludne; tu i ówdzie przebiegały je chyba kudłate kundle ze spuszczonemi pyskami, coś pilnie na nich węszące, lub skrzeczące i grubemi dziobami w śnieg uderzające wrony. Przez to lub owe podwórko, ku oborze lub spichrzowi, pociągnął niekiedy leniwie mężczyzna w kożuchu, kobieta z wiadrem przebiegła ku studni, a wtedy wysoki żuraw długi dziób ze skrzypieniem opuszczał i podnosił, z wrót wybiegły małe sanki, jednym konikiem zaprzężone, i pomknęły w rozłóg. Zresztą, cisza i białość nieprzerwana, głęboki wczas natury i ludzi.
Jednak ludzie żyli we wnętrzach ścian ciemnych, ramami drzwi i okien mętnie bielejących i zbliska łatwo było dosłyszeć liczne odgłosy ich życia. Były to gwarzące po domach rozmowy, miarowe stukanie krosien tkackich, trzaski ognia w piecowiskach, turkoty kołowrotków, huczenie żaren, szczebioty, śmiechy lub płacze dzieci, popośpiewywanie, czasem rozgłośne śpiewanie dziewcząt i chłopców. Jedne tylko z domów, z pomiędzy wszystkich najmniejszy i najuboższy, wydawał się zupełnie bezludnym. Dwa kudłate pieski spały na malutkim ganku, jak pstro-