Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dzieci po mnie poszły: nie jęczą, ale śmiać się lubią... a jej!
— Awrelka teraz już nie tak... — z obudzonem na nowo zmartwieniem zaczęła kobieta, ale dokończyć jej nie dał hałas głosów i tentent stóp, które nagle w sieni domu słyszeć się dały. Nagle też z sieni na ganek wypadł niezmiernie wesoły korowód, na którego czele pędziła dwudziestoletnia dziewczyna, bosa, w różowym kaftanie i w krótkiej spódnicy, z grubą złotą kosą na plecach, z wiadrem w ręku. Za nią, usiłując ją prześcignąć biegła druga, nieco młodsza, ale bardzo do tamtej podobna, którą za błękitny kaftan przytrzymywał trzynastoletni podlotek w liliowym kaftanie. Zblizka za podlotkiem dreptał z wyciągniętemi rękoma dziewięcioletni chłopczyk, którego za zieloną bluzkę chwytać usiłowało dwóch rówieśników w białych koszulach, przepasanych paskami domowego tkania. Wszystko to z wielkim śmiechem i niezrozumiałemi krzykami przez ganek przebiegło i leciało dziedzińcem, po iskrzącym się od słońca śniegu, w kierunku studni z wielkiem kołem, znajdującej się w pobliżu stajen i obór, które w półkole dziedziniec otaczały, gdy od nich do domu, drugiem półkolem, stały wysokie, pełne śniegu i szronu topole włoskie. W bladem świetle zimowego słońca, po usianym iskrami śniegu, w półkole pod topolami, leciał sznur różowy, błękitny, liliowy i czerwony, biały, złotemi kosami dziewcząt jak snopami promieni połyskując i chóralnym śmiechem dzwoniąc. Śmiechem tym wywabione z kuchni u końca długiego domu i z izb czeladnych w starej oficynie, wybiegły kobiety i dziewczęta z garnkami, nożami, mokremi szmatami w rękach, wyszło paru parobków z piłkami i siekierami, wypadło kilkoro dzieci różnego wieku, w koszulach, bosych i z jednostajnie lnianemi czuprynami. Starsi postawali u drzwi, głośno gwarząc, jedna z bab nożem do obierania kartofli wywijała i aż pokładała się od śmiechu, dzieci puściły się po śniegu, zakreślając pod oborami