Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Babunia.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znowu. Spało, lecz niespokojnie, z oddechem przyśpieszonym, z drganiami bólu na tem drobnem czole, które było tak uderzająco podobnem do czoła nieboszczyka Jasia. Pochylona, z oczyma wlepionemi w dziecko chore, z rękoma bielejącemi, jak opłatki na sukni czarnej, babunia myślą wołała coraz błagalniej: Boże! Boże! Boże! — Nic nad to jedno imię myślą wymówić nie mogła, lecz wlała w nie wszystkie siły, cały wzlot, całe naprężenie serca strwożonego. Więc nie spostrzegła, że do pokoju weszły dwie kobiety i przy niej stanęły. Jedna z nich szeptała:
— Niech mama już spać idzie. Adelka przyszła i będzie czuwać nad dziećmi do rana.
Adelka, siostra synowej, podstarzała panna, w jedwabnej sukni, z chłodnemi oczyma i zaciętemi usty... W sercu babuni zawrzało. Dlaczego ma ustępować przed Adelką? Matka, to co innego, ale ta... prawie obca! Jedwabną suknią przy samej główce dziecka szeleści, zbudzić je może, a potem sama zasnąć gotowa, bo serce jej nie będzie pewno młotem takim, przy którego stukaniu spać niepodobna. Wyprostowała się, spojrzała na synową oczyma, w których przemknął błysk dwudziestoletni, i cichym szeptem zaczęła:
— Moja Julciu...
Ale chuda kobieta, ze znużoną twarzą, wpadła jej w mowę:
— Moja mamo, niech się już mama nie sprzecza! Kiedy takie nieszczęście w domu, nie trzeba przynajmniej robić ambarasu.
Robić ambaras! Było to jej staranie wieczne