Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

górę poszedł, kiedym jeszcze Czuwaja karmić zaczynała, spać poszła!
Chronologiczna strona wypadku była tak ścisłą, że o prawdziwości jego wątpić było niepodobna. Na twarz Rosnowskiego spadł wyraz znużenia tak wielkiego, że osłonił wszystkie inne uczucia, którychkolwiek mógł doświadczać w tej chwili. Obejrzał się:
— Czy jesteś, Swój?
W dwie minuty potem siadał do staroświeckiego, lecz jeszcze eleganckiego amerykana, zaprzężonego w cztery konie, a obok niego, w postawie wyprostowanej, usiadł Swój. Kiedy powozik oddalił się nieco od ganku, do uszu stojących na nim osób doszedł krótki urywek rozmowy. Głos mężczyzny odjeżdżającego przemówił kilka słów, których w głuchym turkocie kół po piasku nie można było rozróżnić, ale na które żałośnie i przeciągle pies odpowiedział:
— Hamm! Hammm!
Po odjeździe gościa, Roman znalazł się sam na sam z panią Pauliną, która też zaraz powierzać mu zaczęła swoje żale i niepokoje. Miała na sobie dnia tego więcej, niż zwykle, koronek swojej roboty: jakąś mantylkę, falbankę, czepeczek skrzydlaty na włosach, gładziutko ucze-