Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nam szczęście nasze, kupione na rynku... Powiadają, że sprzedajemy naukę za pasztet... słyszałeś, Swój?
— Hau, hau — szczeknął pies, co wyglądało tak zupełnie, jak gdyby powiedział: a tak! a tak!
— I mają słuszność, Swój, nieprawdaż, że mają słuszność? Pamiętasz, jak nam bywało wesoło, przez długie jesienie i zimy, kiedyśmy we dwóch tylko siedzieli w domu pustym... zupełnie pustym, Swój, bo nasz kucharz i zarazem lokaj, spijał się jak bela i spał jak zabity... więc we dwóch tylko zostawaliśmy, Swój, na długie, zimowe wieczory i nawet noce...
— Hu, huu! — smutnie ozwał się Swój.
— Nawet noce, bo pamiętasz Swój, jak nocami sypiać mi nie dawała cisza grobowa... ty wiesz, że cisze grobowe, tak samo, jak gwar i hałas czasem, spać nie dają... Ty wiesz o tem, Swój, boś wraz zemną nie sypiał... i dopókim pracował, leżałeś mi u nóg, a gdy zmordowany rzucałem pracę, podnosiłeś się i gawędziłeś zemną...
— Hu, hu, hu, hu! — tęskno poszczekiwał pies.
— Pamiętasz, jak czasem wichry świstały i grzmiały dokoła naszego domu i z jaką rozko-