Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rosnowski żywo poruszył się na krześle.
— Przepraszam cię, mój drogi. Miłość, obowiązek, bardzo dobrze, bardzo pięknie, uznaję to kompletnie, tylko nie rozumiem, nie mieści mi się w głowie, pojąć nie mogę, do czego tu to wszystko? Co ma do czynienia miłość i obowiązek w tem, że ty, naprzykład, człowiek dostatni, orzesz, kosisz, drzewo rąbiesz, że pan Kazimierz, człowiek oświecony i który może czynić wcale co innego, robić to będzie? Jakie tu kochanie? Co za cel? zmiłuj się... to coś mamutowego... ale może ja tu czegoś nie rozumiem? Jestem w tych stronach prawie obcym, więc wytłómacz mi, proszę, co wy właściwie robicie? Co to takiego, co wy robicie? Jaki to gatunek zabawki, czy utopji, czy powracania do stanu pierwotnego? Będę ci bardzo wdzięcznym, jeżeli mi wytłómaczysz...
Teraz oczy gorzały mu poprostu od ciekawości, z jaką wpatrywał się w Stefana, i policzki żółtawe poczęły się rumienić.
Stefan zaśmiał się.
— Jeżeli spodziewasz się, że wydeklamuję ci idylę, to się zawiedziesz. Parabola wprawdzie jest, ale na dnie; na wierzchu zaś znajduje się fakt nadzwyczajnie prosty i prozaiczny, ten,