Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tuszkiem gospodarskim uroczystą, jak święto; co ci nie przeszkodziło stłuc dwa talerze i jedną szklankę...
— Niech Romek nie żartuje, bo mnie się płakać chce...
— Jeżeli Broni chce się płakać, to już chyba skończenie świata nastąpi — zażartował jeszcze.
— Niech Romek nie żartuje, ale słucha...
Słuchał i żartami ukrywał tylko wzruszenie, z którem słuchał o domniemanej chorobie, albo wielkiem zmartwieniu Irusi. Bronia jednak nie miała do opowiadania nic nadzwyczajnego; to tylko, że kiedy owej niedzieli weszła raz do przyciemnionego pokoju matki, chorej na migrenę, znalazła Irusię, klęczącą przy jej łóżku, szepcącą jej coś po cichu i troszkę płaczącą. Troszkę tylko... Nie trzymała nawet chusteczki przy oczach, ale, że miała łzy w oczach, tego Bronia była pewną. Przedtem nigdy nie zdarzało się to Irusi. Doglądała zawsze mamy w czasie jej chorób częstych; aby jednak szeptała o czemś, albo płakała, tego Bronia nie spostrzegła dawniej nigdy. Musi mieć chyba zmartwienie wielkie, albo może jest niezdrowa, bo ile razy Bronia ją zapytała, dlaczego jest jakąś inną, niż była, zawsze odpowiadała, że głowa ją boli. To rzecz zupełnie nowa,